BLOGGER TEMPLATES AND TWITTER BACKGROUNDS »

środa, 26 maja 2010

Przyjaciele?

Nie miałam weny na ostatni epizod "Można odebrać różne rzeczy, ale nie wolno miłości..."
(tak, SasuNaru będzia miało tylko 16 epizodów)
 I tak przez coś powstało coś, co mianem cosia chyba wabić się nie może.
Mimo, że wiem co ma tam być, to i tak jakoś nie mogłam złapać klimatu etc. 
Oceńcie one-shota same xd
whatever.. enjoy 
~***~

Spotykali się już od miesiąca. Poznali się przypadkiem, ot tak. Byli w tym samym sklepie, w tym samym dziale z płytami. Patrzyli na ten sam album. Dalej się jakoś potoczyło. I tak oto brunet średniego wzrostu szedł sprężystym krokiem przez szare, poobdzierane gmachy miasta. Był jak mały, radosny punkcik w ponurej rzeczywistości. Miał na sobie czerwone trampki, ciemne spodnie, białą koszulę, skórę i kostkę z kolorowymi naszywkami. Jego jasne włosy, którym brakowało kilka centymetrów do ramion, powiewały delikatnie. Mały anioł w obliczu ogromnego, burego miasta. Jego brwi zbliżyły się do siebie w grymasie złości, albo raczej zniecierpliwienia, gdy musiał przystanąć na czerwonym świetle. Spuścił trochę głowę, a gęste, ciemne rzęsy rzuciły cień na oczy. Rzucił się pierwszy, gdy tylko usłyszał dźwięk sygnalizacji. Po kilku minutach doszedł do ładnego domku jednorodzinnego, bez pięterka, za to z poddaszem. Nacisnął dzwonek. Po chwili jeszcze raz, a potem wcisnął i nie chciał puścić. Drzwi otwarły się a w cieniu przedpokoju stał wysoki szatyn o zielonych oczach. Miał na sobie tylko ładnie wyprofilowane spodnie i pieszczochę. Potrząsnął głową, by odrzucić na bok grzywkę, która wchodziła mu w oko i przeszkadzała trochę.
-Hm-mruknął zadowolony a kącik jego ust wygiął się w uśmiechu.-Już myślałem, że…
-Tylko mnie dotkniesz, a oberwiesz-rzucił niższy przechodząc jak wicher obok szatyna. Miał zaciśnięte pięści. Sam nie wiedział czemu. Wszedł na górę, do pokoju na poddaszu. Zrzucił kostkę, zdjął czarną skórę, której zapięcia brzęknęły, gdy spotkały się ze starymi panelami. Idąc w stronę komputera, który stał naprzeciw wejścia, ściągnął niedbale buty. Usiadł na krzesełku obrotowym i włożył płytę. Majstrował chwilę, gdy usłyszał za sobą skrzypienie podłogi. Na poddasze wszedł szatyn, który zobaczył rzeczy ciemnookiego, walające się po podłodze. Tworzyły nierówny szlaczek do chłopaka. Po momencie z kolumn rozmieszczonych w pokoiku, popłynęły hardrockowe nuty. Blondyn wyciągnął się na krześle i spojrzał przez okno, za ekranem. Zamyślił się. Poczuł ciepły oddech na szyi.
-Czego-warknął i obrócił się z krzesłem w stronę intruza w jego świecie.
-O czym tak myślisz?- szatyn wyprostował się, krzyżując ręce za głową.
-Umm… o niczym- speszył się niższy i odwrócił wzrok, wbijając go w szafę po lewo, pełną płyt, książek i niezidentyfikowanych przedmiotów za jej drzwiczkami. W porę się zreflektował, gdy dłoń z wysuniętym palcem zbliżała się do jego podbródka, zapewne aby go odwrócić. Odpił się palcami od podłogi, która zaskrzypiała i odjechał kilka centymetrów. Wbił się w fotel, zniżając głowę.
-Miałeś mnie nie dotykać-przypomniał.
-Jaki nietykalny. Dobra, mnie wszystko jedno. Masz jakąś sprawę, że przyszedłeś?
Taa… właściwie to sam nie wiedział co tu robi. Zastanawiając się nad odpowiedzią zrobił słodką minę. Nawet o tym nie wiedział. Zielonooki usiadł na łóżku i oparł brodę na pięści z pieszczochą, wpatrując się w chłopaka z uśmiechem i pewnym zaciekawieniem w oczach. Zaśmiał się po chwili i wstał.
-Wiedziałem, że nie powiesz. Złaź, muszę coś zrobić. Blodnyn westchnął cierpiętniczo i wstał. Położył się na łóżku, zwijając w kłębek. Kenji [czyt. Kendżi] kiwał głową w takt muzyki. Po kilkunastu kliknięciach obrócił się do kłębka na swoim łóżku.
-Czyli przyszedłeś sobie do mnie żeby poleżeć, bo wyrzuciłeś swoje łóżko. Czy musiałeś akurat łóżko?- spytał przekrzywiając głowę.
-C-co ty pierdolisz?- Kumi przetarł oczy i podniósł się na łokciu patrząc na Kenjiego jak na debila.
-No bo twoja szynszyla znowu upierdzieliła ci tą twoją sałatkę, i wydaliła ją na pościel. Wkurwiłeś się, jak zwykle, i wywaliłeś caaałe-tu zwizualizował robiąc kolo rękoma- wyrko za okno. Masz teraz zimno w domu, bo rozbiłeś szybę, a do tego wziąłeś…
-Urusai! Potrafisz tak godzinami-uśmiechnął się.-Jak ci nie pasuje, że leżę to mogę wstać. Potem mi nogi w tyłek wrosną, ale co cię to obchodzi.
Na potwierdzenie swoich słów usiadł na łóżku.
-A rób co chcesz, tylko nic nie wyrzucaj ani nie psuj.
-…
Słuchali przez chwilę mistrzowskiego, w ich mniemaniu, drailingu na gitarze elektrycznej. Potem Kenji usiadł skrzyżnie obok Kumiego i położył się. Patrzył na blondyna i myślał sobie nie wiaomo o czym. Ciemnooki spojrzał na niego, unosząc jedną bbrew i patrząc nań zimno.
-Jebać to…-powiedział Kenji i rzucił się na zaskoczonego blondyna. Splótł swoje palce z jego i pocałował głęboko. Niższy był zszokowany i zarumieniony. Poczuł dłoń błądzącą po swoich sutkach i jęknął w usta Kenjiego zaskoczony. Jego ręce znajdowały się teraz nad głową, w uścisku silnych dłoni szatyna. Nigdy nie gadali o tym kim są dla siebie. Kumi czuł, ze Kenji był dla niego przyjacielem, pierwszym takim prawdziwym. Widocznie Kenji czuł tym czymś w spodniach a nie sercem. Taka akcja przeraziła trochę Kumiego. Był już z jednym chłopakiem, ale zielonooki miał być jego przyjacielem! Nigdy nie mówił, że lubi chłopców, albo że Kumi mu się podoba. Miał odchyły takie jak chuchanie na kark, przygryzanie płatka ucha, zlizywanie np. kremu z okolic ust blondyna, gdy tamten się ubrudził. Przez te odchyły mówił mu ostatnio jako cześć, żeby go nie ruszać, bo coś tam.
Kenji nie mógł już tego wytrzymać. Był gejem, ale nie wyglądał na takiego. Kiedyś miał nawet dziewczynę, która miała za zadanie utrzymywać pozory, że Kenji jest hetero. Brunet jest umięśniony, ma niski, wibrujący wręcz głos, zielone, tajemnicze oczy, zasłonięte dodatkowo przez grzywkę. Słuchał cięższej muzyki jak rock czy metal, zawsze nosił ćwieki. Nie wyglądał więc jak typowy gej, czyli żeluś, pan spięte poślady, awangardowe ubrania i styl oraz ciągły uśmieszek i nie wiadomo co jeszcze. Miał masę fanek, które zadręczały go w Internecie, szkole, na zakupach a nawet, nie wiadomo skąd, na komórce albo w domu.
Kumi, mimo ze już miał faceta, wciąż dziwnie się czuł w tak bliskich kontaktach z nimi. Chce to przezwyciężyć z wiadomych powodów. Z powodów miłych.
Ciepły język przeniósł się na szyję. Zjechał niżej, a gdy napotkał koszulę- zniknął. Pojawiła się za to ręka, która ją rozerwała. Blondyn aż sapnął, wciąż miał szeroko otwarte oczy i patrzył się na twarz szatyna. Odwracał wzrok, gdy spotykał tajemniczą zieleń Kenjiego. Mokre ślady na twardych sutkach Kumiego, na jego rozpalonym brzuchu i kuszącym pępku, kończyły się na podbrzuszu. Niżej nie było już spodni. Teraz powoli znikały również i bokserki. Język przylgnął do skóry chłopaka o jasnych włosach. Niebezpiecznie szybko zbliżał się do penisa. Gdy jednym szybkim, ale zauważalnym, albo raczej odczuwalnym ruchem przeszedł przez całą jego długość, Kumi jęknął przeciągle i podniósł biodra nieco do góry. Przymknął oczy i zarumienił się, odwracając głowę trochę w bok, w stronę pokoju. Kenji widząc to, uśmiechnął się z zadowoleniem i dziwnym błyskiem w oku. Po chwili wpakował go sobie do ust. Zaczął lekko ssać i poruszać językiem. Powoli wyjmował go. Kumi myślał, że zaraz oszaleje. Ten drań najpierw całuje go namiętnie, potem drażni jego czuły punkt-sutki a teraz bawi się z nim! Musi zakończyć te jego durne gierki. Aby to uczynić wsunął się w usta ciemnowłosego, gdy jego penis już prawie cały wyszedł z gorących, dających rozkosz, ust. Kenji zrozumiał o co chodzi, ale był zbyt wrednym draniem, żeby tak po prostu dać spełnienie Kumiemu. Cofnął się do główki i zaczął ją ssać. Potem przeniósł się na jądra. Kumi nie wiedział co ma zrobić. Było miło, ale czuł, że zaraz wybuchnie. Albo inaczej: brakowało mu tylko jednego bodźca. Westchnął cierpiętniczo i prychnął unosząc lekko głowę, by spojrzeć na zielonookiego. Ten również się na niego spojrzał, na co blondyn oczywiście szybko opuścił głowę na łóżko. Był na siebie trochę zły. Kenji zatopił męskość Kumiego w swoich ciepłych ustach. Czuł pulsowanie i wiedział, że jest blisko. Przestał się z nim bawić, tym samym doprowadzając go do spełnienia. Gorąca substancja rozlała się w jego ustach. Połknął ją i położył się obok dyszącego chłopaka. Było mu tak dobrze. Powoli wracał do tego świata. Dawno się tak nie czuł. Kenji westchnął i obrócił głowę w kierunku chłopaka. Wpatrywał się w jego twarz i nie mógł przestać. Był teraz cudowny: trochę potargany, lekkie rumieńce na policzkach, otwarte usta i przymknięte oczy, które były zasnute mgiełką rozkoszy. Jego odsłonięta klatka piersiowa opadała i podnosiła się coraz wolniej, aż w końcu prawie się uspokoiła.
-Czego?- Warknął Kumi psując atmosferę i romantyzm całej sytuacji.
-Niczego. Jesteś śliczny-odpowiedział Kenji. Kumi szybko odwrócił twarz tak, aby ciemnowłosy nie mógł zobaczyć znienawidzonych rumieńców. Uważał, że to żałosne tak oblewać się rumieńcem po każdej głupocie.
-Czemu za każdym razem, kiedy mówię albo robię ci coś miłego, odwracasz się i nie patrzysz na mnie?- Spytał Kenji, a w jego głosie dało się słyszeć nutkę smutku. Czekał chwilę, ale nie uzyskał odpowiedzi. Prychnął i wbił wzrok w sufit. Poczuł, że coś spada na jego brzuch i ciągnie go w swoją stronę za ramiona. To blondyn siedział teraz na nim. Widocznie nie spodobało mu się to, co usłyszał.
-Nie osądzaj mnie po tym co robię w takich sytuacjach!  Poza tym jeżeli ci to tak przeszkadza, to możesz mnie więcej nie zobaczyć, proszę bardzo! Co z tego, że będzie to przez głupi wstyd!
Kenji patrzył na niego zszokowany. Gdy ciemnooki się uspokoił, wyższy uśmiechnął się i przytulił go do siebie.
-Kumi. Nie osądzam cię i nie mówię, że mi to przeszkadza. Nawet mi się to podoba-pocałował go delikatnie. Spojrzał głęboko w oczy i powiedział, że musi się jeszcze do tego przyzwyczaić. Blondyn chrząknął, zlazł z bruneta i poczłapał się ubrać. Kenji zaśmiał się.
-Skąd wiedziałem, że odejdziesz?
Kumi prychnął głośno, a zielonooki podszedł do komputera, aby puścić album od początku. Lubił pierwszy utwór. Mistrzowska solówka gitary elektrycznej znów rozbrzmiała w kolumnach. Muzyka dopełniła rozkoszy spotkania.